Noami~
Obudziłam się z uwiązanymi dłońmi i stopami. Gdzie jestem? Co
to za miejsce? Czyżbym zemdlała? Rozejrzałam się po pomieszczeniu, wyglądało na
to, iż był to stary, opuszczony magazyn. Niedaleko na ziemi widziałam Kai’a. Co
on tam robi?! Dlaczego się nie rusza?! W pół mroku, dostrzegłam naokoło niego
morze czarnej cieczy. Czyżby to była krew? Nie, to nie może być prawda. To nie
może być prawda! Zaczęłam krzyczeć i
szlochać równocześnie. Nie obchodziło mnie nawet to, czy ktoś mnie usłyszy, czy
też nie. Świat nagle zaczął się tracić, nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć.
Dlaczego ten mały, bezbronny chłopczyk musiał zginąć? Kuliłam się w sobie, sznur uwierał mi
nadgarstki i kostki, ale to już nie miało dla mnie większego znaczenia.
Dlaczego? Dlaczego musiało to się tak potoczyć? Stare, zardzewiałe drzwi
zaczęły się otwierać. Dostrzegłam w nich tego samego mężczyznę, co tamtego
pamiętnego dnia w moim hotelowym pokoju. Jego wzrok był skierowany prosto w
moją pierś.
Czyżby planował mnie zgwałcić? W świetle księżyca, które
przenikało do pomieszczenia, przez małe okienko dojrzałam, że w jego prawej
dłoni coś błysnęło. Na mojej twarzy pojawiło się zdezorientowanie. O co w tym
wszystkim chodzi? Dlaczego kieruje swoje ostrze prosto w moje serce? Przez
ciało przeszedł mnie ogromny dreszcz. Ruszył w moją stronę. Był to mężczyzna w
podeszłym wieku, ubrany w czarny kostium. Po drodze kopnął martwe ciało
dziecka. Gdy to dostrzegłam, zaczęłam wrzeszczeć nie zwracając uwagi na
czekające mnie konsekwencje i tak jak się spodziewałam, gdy znalazł się metr
ode mnie, wymierzył pięść w moją twarz. Wpadłam w ogromną panikę. Ból
przeszywał mnie na wskroś. Gdy po raz kolejny zbliżył swoją dłoń ku mojej buzi,
nie wahając się ugryzłam go w otwartą rękę. Srogo tego pożałowałam, mężczyzna
nie wydawał się być fair w stosunku do kobiet. Traktował je jak zabawki, tak
samo było z dziećmi, lecz dlaczego to akurat mnie wybrał sobie za cel? Wszystko
zaczęło się komplikować, wszystko nie miało sensu. Nie miałam zamiaru ginąć,
nie tak miało wyglądać moje życie. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Spojrzałam na jego twarz z niedowierzaniem w
oczach. Przez całą jego facjatę przebiegała długa, blado-szara szrama. Z każdą
sekundą znajdował się coraz bliżej, świdrował mnie swymi oczami, było to bardzo
nieprzyjemne uczucie. Złapał mnie swymi
paskudnymi rękami i cisnął w kont, pisnęłam z przerażenia. Wszystko toczyło się
za szybko.
- Teraz to
już koniec! – Wykrzyknął w moją stronę. – Już nigdy więcej nie ujrzysz światła
dziennego. Będziesz gnić w tym magazynie, aż do boskiego zbawienia. Jesteś tyle
samo warta, co ten dzieciak. Czyli nic!
Z moich oczu
zaczęły płynąć strużki łez, na wspomnienie chłopca, świat znów zaczął nabierać
szarej barwy. Dzięki temu miałam motywację do walki, chciałam pokonać go dla
Kai’a. Nie zauważyłam nawet, kiedy gdzieś odszedł, szybko zabrałam się do
rozwiązywania węzłów, byłam w tym całkiem dobra, gdyż na polach i w mojej
wiosce często posługiwałam się węzłami. Gdy udało mi się je oswobodzić,
poczułam jak do moich rąk znów powraca czucie, szybko rozmasowałam nadgarstki,
czułam się o niebo lepiej, ale nie mogłam się rozpraszać, to był dopiero
początek.
Gdzie ona
jest? Znów gdzieś zaginęła, co za
nieodpowiedzialna kobieta! Reita, nie wiedział co ma o tym wszystkim myśleć,
wciąż powtarzał sobie, że wszystko będzie w porządku, że to tylko pomyłka, lecz
za każdym razem w jego umyśle pojawiały się coraz to dramatyczniejsze sceny.
Dochodził do paranoi, lecz nie wiedział, dlaczego. Czemu tak musiało się dziać,
przecież on jej nawet nie zna. Dlaczego, wybiegł z apartamentu, aby jej szukać?
Chciałby się zatrzymać, ale nie potrafi. Jego pierś wariuje. Chłopak nie jest
zdolny do poszukiwań, załamany nie powodzeniem, chwyta się za głowę i zaczyna
wrzeszczeć, nie obchodzą go przechodzący przechodni, którzy patrzą na niego z
niedowierzeniem. Minęły już trzy dni, a tu nadal nic. Z każdym dniem zaczyna
coraz to bardziej wątpić. Musiałby się zdarzyć cud, aby ją odnaleźć. Zrujnowany
młodzieniec z podkuloną głową wraca do rezydencji, z której trzy dni temu
wybiegł.
Masashi ~
Przechodząc
przez miasto, dostrzegłem sławną gwiazdę muzyki rock „ Reite ”. Wyglądał na
przygnębionego, jego wzrok był rozproszony, wyglądało na to, że kogoś szukał.
Nie miałem teraz czasu, aby się tym przejmować, miałem ważniejsze sprawy na
głowie. Musiałem odnaleźć dziewczynę, którą dostrzegłem na stacji, a później w
hotelu. Dziewczynę, którą porwano i uprowadzono. Zawróciła mi w głowie od
samego początku, jest dla mnie jak narkotyk, bez którego nie mogę się obejść.
Może to nie dorzeczne, ale tak właśnie jest. Musiałem również odnaleźć mojego
przyjaciela, dawnego super-szpiega. Miałem wielką nadzieję, że właśnie on mi
pomoże. Nie zbaczając na trudności, które przyniesie mi los, ruszyłem na
poszukiwania dwóch ważnych mojemu sercu osób.
Noami~
Rozglądałam
się po pomieszczeniu, lecz nigdzie nie potrafiłam go dostrzec, aczkolwiek
ciągle słyszałam stukot kroków. Gdzie on się schował? Na klęczkach podczołgałam
się za stojące tuż obok pudła. Wciąż niepewna czy mnie dostrzeże, zagłębiłam się
w ciemną przestrzeń. Zdążyłam w ostatniej sekundzie, gdyż zza wysokiej,
drewnianej belki, wyłonił się mężczyzna z łomem w ręku. Był to straszny widok,
szala mojego życia wisiała na włosku. W panice rozglądałam się dookoła,
zanurzyłam się dalej w ciemną materie. Dostrzegłam jakiś metr od siebie,
wielkie rury, w których szczelinach mogłam się ukryć, lecz drogę torowała mi
pusta przestrzeń, którą bałam się przekroczyć. Oparłam się o ścianę i
przemyślałam strategię. Położyłam się na brzuch, aby podczołgać się pod
szczelinę. Ostatni raz spojrzałam na wszystkie strony i ruszyłam przed siebie.
Los jednak nie ofiarował mnie hojnością, gdyż tym razem wpadłam w jego szpony.
Chwycił mnie za kołnierz bluzki i podniósł w górę. Zaczęłam się dusić, do moich
płuc nie dopływało powietrze. Próbowałam się oswobodzić, lecz to tylko
pogarszało sytuację. Cisnął mnie w miejsce, do którego chciałam się schować. Uderzyłam
głową o ścianę, zaczęłam krztusić się krwią. Przewróciłam się na bok, musiałam
jednak rzucić się do ucieczki. Gdy wolno czołgałam się przed siebie, chwycił
mnie od tyłu za nogę i podrzucił w powietrze. W jednej chwili nie wiedziałam,
co się dzieje, mężczyzna zaczął wymachiwać dłonią na wszystkie strony, z
trzaskiem upadłam na lodowatą ziemię. Od biodra w górę i wzdłuż mojej tali przechodziło
ostre cięcie. Ból był nie do zniesienia. Niepochamowany strumień łez zalał moje
gorące policzki. Kroki mężczyzny były
coraz głośniejsze, podchodził powoli myśląc, że już jestem martwa. Czułam jak
kopie moje ciało, sprawdza temperaturę ciała. Starałam się nie oddychać,
pochylił lekko głowę ku mojej twarzy i szepnął na wpół słyszalnym głosem: „
Mówiłem Ci! Zgnijesz tu szmato! ”. Byłam przerażona jego słowami, do moich uszu
doszedł szczęk rozpinanego paska spodni. „ A jednak miałam rację. Zamierzał mnie
najpierw zgwałcić, mimo iż myślał, że jestem martwa.” Spodnie osuwały mu się
powoli na ziemię, bluzka leżała nieopodal zakrwawionego narzędzia. Lekko
pochylił swe pofałdowane ciało, nad moim. Poczułam jak osuwa mi spodnie. W
jednej chwili miałam zamiar wstać i uciec, lecz wiedziałam, że nie dam rady.
Czekałam na stosowny moment, kiedy mogłam go uszkodzić. Jego ręka powędrowała
na moje udo, był strasznie gwałtowny. Każdy jego dotyk był bolesny. Zaczął
zdejmować mi kurtkę. W pomieszczeniu było bardzo zimno, bałam się, że dostrzeże
me drżące ciało, lecz wszystko wskazywało na to, iż nie zauważył. Powoli
przewracał mnie twarzą do siebie. Musiałam zamknąć oczy, aby nie zostać
nakrytą. Molestował mnie seksualnie pewny, że jestem martwa. Przeszywający
ucisk na lewym boku, płynąca krew i dotyk starego zboczeńca, a zarazem
mordercy, mieszały się w jedną całość. Pragnęłam tylko, aby się to w końcu
skończyło. Niespodziewanie w jego lewej kieszeni spodni zaczął wirować telefon.
Mężczyzna już przygotowany do zapłodnienia, musiał przerwać swoją zabawę, by
odebrać telefon. Gdy się oddalił, skorzystałam z okazji i szybko narzuciłam na
siebie kurtkę, zapinając równocześnie spodnie, po czym podążyłam w stronę
długiego korytarza. Prawą ręką próbowałam zatamować krwotok, lecz było to mało
pomocne. Krew sączyła się bardzo obficie. Skręciłam w prawo, lecz napotkałam
ślepą uliczkę, szybko zawróciłam w drugą stronę, wyposażając się w broń, która
mogła mnie uratować przed atakiem napastnika. Biegłam przed siebie nie
zwalniając kroku. Miałam łud szczęścia, gdyż przede mną pojawiły się olbrzymie,
mahoniowe drzwi. Chwyciłam za klamkę, lecz nic się jednak nie wydarzyło.
Spróbowałam po raz kolejny i znowu nic. Zrozpaczona pobiegłam na lewo i nic,
podążyłam w stronę prawego skrzydła i udało się, tuż naprzeciw mojej twarzy,
między zejściem dwóch ścian, widniała szpara, która była moją jedyną deską
ratunku. Przeciskając się przez wąską szczelinę, dostrzegłam tylko jego nikły
cień, który z zawrotną szybkością zbliżał się w moim kierunku. Prześlizgując
się przez skrawek dziury w murze, ocierałam się równocześnie o ranę, która z
każdym krokiem, coraz bardziej się rozszerzała. Po mojej drodze zostawały
czerwone plamy. Nie zwracałam jednak na to zbytniej uwagi, parłam dalej. Gdy w
końcu udało mi się przecisnąć, moim oczu ukazały się wielkie mury. „ Tylko nie
to! ” – Pomyślałam zrozpaczona. Kolejna przeszkoda czyhała na mojej drodze,
lecz czyste powietrze dodawało mi otuchy. Podążyłam przed siebie. Naokoło magazynu
rozciągał się ogromny las. Do moich uszu doszły odgłosy rzeki. Rozejrzałam się
dookoła, zauważyłam rozwartą bramę, która była moim ratunkiem. Lekko rozwarłam
usta, które uformowały się w uśmiech, lecz nie spodziewanie skuliłam się z
bólu, krwotok był straszny. Moja biała bluzka, była całkowicie przesiąknięta
krwią. Skulona zakasłałam krwią, siedziałam tak dobrych 15 sekund. W końcu
wzięłam się w garść i skierowałam w stronę światła. Stając na drogę dwóch
progów, odwróciłam twarz ku rozległemu staremu budynkowi. „ Wrócę po ciebie! ” –
Myśląc o Kai’u podążyłam przed siebie w stronę nurtu rzeki.
Kazuchiro~
Dziesięć
minut wcześniej
„ Co za
człowiek! Musiał zadzwonić akurat w tym momencie! ” – Wracając do martwego
ciała kobiety byłem bardzo podniecony. Szedłem wartko w stronę, z której
wróciłem. Gdy dotarłem na miejsce, moim oczom ukazała się tylko czerwona plama
na środku powierzchni. Byłem zbulwersowany. „ Jak ona mogła żyć?! Przecież
zadałem jej mocny cios, który powinien ją zabić albo, chociaż uniemożliwić
poruszanie! ” – Zdenerwowałem się. Chciałem się zabawić, gdyż po śmierci mojej
żony, nic już nie było dla mnie ważne. Marzyłem tylko o zamordowaniu wszystkich
ludzi, którzy przyczynią się do jakiejkolwiek pomocy osobie, przez którą moja
ukochana musiała zginąć. Ten bezwartościowy dzieciak! Nienawidziłem go od
chwili narodzin! Przez tego potwora Amina musiała umrzeć! Nie obchodziło mnie
to, że chciała wydać go na świat, poświęcając własne życie. Chciałem uratować
ją za wszelką cenę, lecz nie chciała mi na to pozwolić. Prosiła abym dobrze
opiekował się Kai’em, lecz żądza jego śmierci była zbyt wielka. Przez pierwsze
5 lat próbowałem nad sobą zapanować, lecz ostatnio moje granice się skończyły.
Nie miałem dla niego litości, był tylko przeszkodą, której musiałem się pozbyć,
lecz ta dziewczyna mi w tym przeszkodziła, miałbym już go wcześniej z głowy
gdyby nie ona. Jeszcze w dodatku udało jej się uciec.
Bezlitosne plany, które dla niej szykowałem, były gorsze niż
śmierć. Zabrałem się do przygotowań wielkiej wojny, którą sama mi wymierzyła.
Przepraszam,
że długo nie dodawałam i za błędy. ; ) Postaram się, aby każdy następny
rozdział był coraz bardziej ciekawszy. Chciałabym również podziękować osobą,
które mnie wspierały ; * Jestem im bardzo wdzięczna, ponieważ gdyby nie one prawdopodobnie
nie dodałabym tego rozdziału.
Akira